34th Vattenfall BERLIN HALF MARATHON - minimalistyczne bieganie
- Szczegóły
- Kategoria: zawody biegowe
Dzień przed
Berlin i bez biegowej imprezy jest rozległym pełnym turystów miastem o niskiej zabudowie. Nawet 30-tysięczna impreza nie robiła na berlińczykach większego wrażenia.
Przyzwyczajeni są do tego, że w weekendy centrum jest właściwie zablokowane przez imprezy, marsze, demonstracje pogodzili się z tym, że tłumy turystów-spacerowiczów oblegają w weekend centrum. Opłaty za karty umożliwiające parkowanie w centrum są drakońskie, więc poruszanie się po mieście samochodem jest kosztownym luksusem. Za to tylko w ścisłym centrum można było w miarę swobodnie korzystać z kart kredytowych lub bankomatów, choć z Wi-Fi czy z informacją turystyczną nawet w ścisłym centrum były problemy, nie wspominając o obrzeżach miasta.
Na Expo dało się odczuć, że jest to olbrzymia impreza. Niemiecki porządek od razu sprowokował odbierających pakiety do ustawienia się w kilkusetosobową gigantyczną kolejkę przed miniaturą Bramy Brandenburskiej, choć kilkanaście stanowisk wydawało pakiety praktycznie bez przerwy. Sam pakiet składał się tylko z rzeczy niezbędnych. Sponsorem był Adidas, więc o darmowych koszulkach w pakiecie można było zapomnieć. Niedogodności były jednak w pełni zrekompensowane przepiękną pogodą i niekończącą się przestrzenią byłego lotniska Tempelhof, które teraz służy do uprawiania sportów wszelakich.
Start
Berliński system transportu publicznego jest niejednolity i przez to skomplikowany. Na szczęście dobrze zorientowanych w nim biegaczy łatwo było rozpoznać, więc przesiadki między koleją podziemną, naziemną było znacznie szybsze. Przed wejściem do strefy przeznaczonej tylko dla biegaczy, szczegółowa kontrola opasek na ręku (ciekawe, że numery startowe nie wystarczały ) i już można było się przebrać na trawniku i zostawić ubranie w jednej z prawie stu ciężarówek-depozytów. Przestrzeń Karl-Marx Allee, gdzie odbywał się start biegu, była ogromna, ale wzorowe oznaczenie i organizacja sprawiały, że rozgrzewka do biegu była komfortowa i pozbawiona tłoku. Wspólnej rozgrzewki nie było, co przy takiej masie ludzi i bez wspomagania telebimami wypadłoby marnie. Początek biegu był wspaniałym przeżyciem. Przy słonecznej i ciepłej pogodzie, tłumie dopingujących kibiców i wybijających rytm bębniarzach, mijanie Bramy Brandenburskiej, monumentalnego Pomnika Wolności czy Charlottenburga było niepowtarzalnym przeżyciem. Jednak gdy po połowie biegu okazało się, że do picia jest tylko woda, nalewana z jakichś misek, nie ma żadnych izotoników, bananów, które są dostępne na największych imprezach biegowych w Polsce, sięgnąłem po własne rezerwy. Doping kibiców na trasie pozostawał cały czas wspaniały, choć druga połowa biegu odbyła się nieco węższymi ulicami. Co pewien czas bębniarze, kapele rockowe czy zespół grający muzykę z początku poprzedniego wieku dopingowały biegaczy i bawiły kibiców, a żołnierze z Check Point Charlie przyglądali się z zainteresowaniem. Biegacze nie pozostawali dłużni. Wszelkie przebieranki nagradzane były żywą reakcją widowni. Piknik rodzinny trwał aż do mety, gdzie dodatkowa dawka muzyki pozwoliła dać z siebie wszystko.
Po Biegu
Na mecie znowu można było poczuć, z jaką masą uczestników mamy do czynienia. Pojawiły się medale, banany, a nawet piwo (szkoda, że bezalkoholowe). Pogoda sprzyjała wydzielaniu się endorfin, wesołej rozmowie z przyjaciółmi i rodakami, których nie brakowało. Strefa masażu pełna była łóżek i masażystów, do których nawet nie było specjalnej kolejki, zaś polowy prysznic zorganizowany był wzorcowo. Atmosfera zabawy przeniosła się na after party, które połączyło się z pokazem Pucharu Świata w piłce nożnej i lansowaniem zespołów brazylijskich.
Podsumowanie
Pakiet startowy znakomicie oddawał organizację całego biegu. Skromnie, bez zbędnych fajerwerków, ale najważniejsze rzeczy, w tym atmosfera zawodów, dopracowane do najdrobniejszych szczegółów. Nie czuło się jednak wyjątkowości święta biegowego, tak jakby miasto było przyzwyczajone do takich imprez. Na pewno warto uczestniczyć w takim wydarzeniu, ale czy pojadę biegać w Berlinie jeszcze raz? Nie wiem.