Run Race Team



Koral Maraton - Festiwal Biegowy Forum Ekonomicznego - Krynica Zdrój

Od 7-9 września 2012 w Krynicy Zdrój odbywał się Festiwal Biegowy Forum Ekonomicznego. Na trzy dni Krynica stała się miasteczkiem biegowym i byłam pod wielkim wrażeniem rozmachu i bardzo dobrej organizacji tego wydarzenia.
Każdy niezależnie od wieku, płci czy stopnia przygotowania mógł znaleźć bieg dla siebie - od dzieciaków i zabaw w bieganie, po 100-u kilometrowy ultramaraton dla tych bardziej zaawansowanych. Koral Maraton

Na ulicach czy deptaku - wszędzie biegacze, atmosfera pozytywnej rywalizacji, uśmiechy i bardzo przyjazne nastawienie mieszkańców i kuracjuszy, którzy zagrzewali do walki i dopingowali na każdym zakręcie czy długiej prostej. Za to ja osobiście bardzo dziękuję! :)
Mnie przypadło brać udział w Koral Maratonie, który okazał się myślę dość ciężkim pod względem trasy. Początek delikatny, w dół (przez ok.10km), na rozgrzewkę. W połowie pod i z górki (10-23km), a potem już długi i ciągły podbieg, który jak zaczął się na 23 km, to zakończył na 39km na szczycie "Romy". Widać było, że niejednej osobie dał on w kość. Potem już był tylko 3km zbieg, gdzie można było nabrać prędkości.... tylko weź i ją nabierz;) I w tym momencie doping kibiców okazał się cudny, pozdrawiali na trasie "Słoneczko jeszcze tylko 2km, dasz radę!" :) co było bardzo miłe!
Trasa maratonu - asfalt, między wioskami i miasteczkami, z wydzielonym jednym pasem dla biegaczy, a drugim dla aut. Sprawnie jednak wszystko przebiegało, nie widzę żadnych uwag. Punkty odżywcze gęsto usiane - z wodą i izotonikiem w kubeczkach, banany, a nawet pod sam koniec batony. Obsługiwane przez dzieciaki z lokalnych szkół, które mam wrażenie zrobiły konkurs na najlepszy punkt na trasie. To plus.
Cóż więcej - warto odwiedzić tę imprezę za rok, aby poczuć ten klimat, jedność i frajdę z tego, że jest nas naprawdę cała masa :)

Oprycha

Run Prague, czyli Biegnij Warszawo w Pradze...

Start o 14:00 to nie była najlepsza pora na zawody. W hotelu zjedliśmy śniadanie przed 10:00, więc do zawodów zostało jeszcze mnóstwo czasu. Wypicie Power Rade'u i zjedzenie żelu nieco zmniejszyło apetyt, jednak cztery godziny od ostatniego posiłku, to dla mnie trochę za długo. Z drugiej strony pakiet startowy był wydawany w dniu zawodów w godzinach 10-14, więc gdyby bieg był wcześniej nie zdążyłbym go odebrać.
Run Prague

Bieg ukończyło ponad 6,5 tys. biegaczy, więc w strefie startu (Zlute Lazne) było tłoczno a nawet wystąpiły spore zatory szczególnie do szatni i toalet. Pewnie ze względu na brak miejsca w obiekcie, te ostatnie były rozstawione na małej przestrzeni w kształcie podkowy i prowadziły do nich tylko dwie ogromne kolejki. 17’C i lekka mżawka przechodząca czasami w deszcz, powodowała, że punkty z napojami nie były mi właściwie potrzebne. Pomimo ogólnego tłoku, udało mi się wystarczająco rozgrzać i przygotować do biegu, zachęcany przez Carla Lewisa. Trzeba przyznać, że start organizatorzy przeprowadzili bezbłędnie. Miałem naklejkę na koszulkę w kolorze pomarańczowym (45-50 min.), więc flagi po bokach trasy w tym właśnie kolorze pomagały w ustawieniu się we właściwej strefie. Zacieśnianie grup tuż przed startem przebiegło praktycznie wzorowo, zatem po kilku minutach już biegliśmy bez większego przepychania się i konieczności wyprzedzania przypadkowych osób.
Atmosfera biegu była najsilniejszym punktem imprezy. Trasa biegła przez Stare Miasto, więc dopingowały nas tłumy turystów. Spora ich część miała gwizdki, które mobilizowały do biegu i z czasem zaczynały nawet drażnić. Do tego Praga jest pięknym miastem ze wspaniałymi cztero-pięciopiętrowymi kamienicami. Nie sposób zatem opisać przesytu atrakcji, hałasu tłumu i niesamowitych wrażeń jakie towarzyszyły nam podczas biegu.
Punktów z napojami były aż trzy, przy czym tylko na pierwszym był podawany napój izotoniczny. I tak, kiedy po 7km trochę mi zaczęło brakować paliwa bardzo liczyłem, że uda mi się zdobyć coś poza wodą, której mieliśmy aż nadmiar z nieba. Niestety do picia była tylko woda, więc musiałem znaleźć coś innego, co doda mi sił przed finiszem. Trzeba przyznać, że tym bodźcem okazały się napisy na plecach koszulek z frazami będącymi czymś w rodzaju motta. Czyniło to bieg jeszcze bardziej interesującym. Finisz zacząłem nieco za wcześnie (1,5 km do mety) i po wyczerpaniu sił zorientowałem się, że jest szansa na rekord (0,7 km przed metą). Niesiony dopingiem kibiców zakończyłem bieg ze swoją nową życiówką. Sam byłem tym zaskoczony, ale wspaniały doping, dobra pogoda, radość i entuzjazm Czechów sprzyjała dobrym rezultatom. Zaraz po przekroczeniu linii mety otrzymaliśmy butelkę z wodę, banana (co jest akurat świetnym pomysłem) oraz znaczek zamiast medalu z napisem Run Club.
Strzałem w dziesiątkę był pomysł z murem oplakatowanym numerami startowymi z przedniej części koszulki (co zapewne ułatwi identyfikację na fotografiach) oraz mottem z pleców. Mało kto nie chciał sobie zrobić zdjęcia na tle muru z własnym numerem startowym, kolegów lub przyjaciół.
Czy pojadę tam w przyszłym roku? Nie wiem, zastanawiam się, zostało mi jeszcze trochę Pragi do zwiedzania…

Michal

Run Prague
Run Prague

Puchar Maratonu - 20 km

4-go sierpnia 2012 w Międzylesiu odbył się bieg na 20km jako jeden z cyklicznych biegów Pucharu Maratonu. Pierwszy raz wzięłam udział w Pucharze. Był to też mój pierwszy bieg NIEuliczny, więc patrzyłam na wszystko świeżym okiem. Dojazd bezproblemowy. Start o 10:00. Wszystko zorganizowane w kilku namiotach: rejestracja na miejscu, chipy, depozyt, masaż, przebieralnia, toalety, krany – wszystko, co potrzebne. Trasa biegła cały czas przez las – 4 razy pięciokilometrowa pętla. Tego dnia się dowiedziałam, że nie lubię biegów przez las, tym bardziej w kółko. Praktycznie widok się nie zmienia, tylko drzewa, drzewa i drzewa, z tą różnicą, że czasem pod nogami były doły, czasem korzenie, a czasem grząski piasek. Kilometry wdawały się dłuższe niż w mieście, no i ta pogoda… wilgotność powietrza w lesie chyba 99% i gorąco (chyba z miliard stopni!). Takie są moje wrażenia. Może narzekam na pogodę, bo słabo mi poszło, więc szukam winnego ;)

I jeszcze słówko o kranach… mało wody. Jeśli ktoś przyjeżdża autobusem (jak ja) i liczy na to, że nikt się do niego nie dosiądzie w drodze powrotnej, to coś dla niego. Cały szary piasek lasu osiadł na moich łydkach, a gdy dobiegłam, woda się skończyła.

Polecam jako sprawdzenie się w innych warunkach dla tych, którzy biegają tylko w biegach ulicznych. Na zachętę dodam, że po biegu było losowanie upominków od sponsorów i było tego mnóstwo.

Ewelina

XXI Półmaraton Cud Nad Wisłą

Jak co roku 15 sierpnia już po raz 21 odbył się półmaraton Cud nad Wisłą. Tym razem start był Ossowie a meta w Radzyminie. Jeżeli posiadasz tylko jeden samochód i do tego nie dysponujesz szoferem to najrozsądniej jest zostawić samochód na mecie i skorzystać z darmowego autokaru, który o godzinie 7 rano odjeżdża z mety w kierunku startu. Prosta kalkulacja prowadzi do wniosku, że dla osób mieszkających po drugiej stronie Warszawy pobudka powinna być około godziny 5. Autokar jest przy okazji mobilną szatnią w której można zostawić rzeczy. W między czasie wraca on bowiem do mety wyprzedzając uczestników (bieg odbywa się bowiem przy częściowo otwartym ruchu drogowym).

Biegaczy było mało (mniej niż 300). Pogoda niemal idealna (wiatr mógłby mieć jedynie nieco inny kierunek).
Jak rok temu byli goście z zagranicy (Kenia, Ukraina) i jak rok temu zgarneli nagrody.
Na trasie były trzy wodopoje przy czym pierwszy dopiero na 8 kilometrze.
Ciekawostką jest to, że trasa przebiega przez przejazd kolejowy. Podobno zdarza się czasami pociąg i wtedy trzeba czekać a sędziowie odliczają stracony czas.
Asfalt równy. Trasa płaska (oprócz jednego wiaduktu). Nic tylko bić rekordy.
Do tego jednak trzeba być dobrze przygotowanym i rozsądnie zrealizować strategię biegu. W moim przypadku zabrakło obu elementów. Biegałem ostatnio o wiele za mało a tempo pierwszego kilometra większe o ok. 1 minutę od zakładanego musiało się zemścić utratą sił w drugiej części wyścigu.
Na mecie medal i butelka wody.
Z powodu braku jasnej informacji większość biegaczy kończących wyścig błąkała się za metą w poszukiwaniu reszty należnego pakietu (koszulki, puszki piwa i talonu na zupę).
Myślę, że jednak większości się udało. Koszulka jest całkiem estetyczna (bawełniana), zupa była niezła. Na piwie się nie znam.
Dla mnie największą zaletą tego wyścigu jest jego termin i miejsce. Traktuję go bowiem jako ostatni sprawdzian przed Maratonem Warszawskim.

Tadek

Chudy Wawrzyniec - ultramaraton górski 11.08.2012

W nocy z piątku na sobotę lub inaczej - o 4" nad ranem w sobotę stawiło się całkiem zacne grono biegaczy (ok. 270 osób) na starcie w Rajczy (Beskid Żywiecki), żeby przebiec trasę 50+ lub 80+ z metą w Ujsołach. Plusy co się okazało oznaczały odpowiednio dodatkowe 3 i 7 km.
Pierwszą edycję Chudego Wawrzyńca trzeba było zacząć i wrażenia zostały bardzo pozytywne! Wieczorem, w tamtejszej szkole odbyła się odprawa, dostaliśmy pakiety startowe i już każdy mógł na swój własny sposób wykorzystać te ostatnie godziny przed biegiem. Zazwyczaj był to sen, choć krótki, strategiczne pakowanie, nocne śniadanie i transport autokarami na start. Już wtedy zaczynało kropić, bo zapowiadali deszcze, a ostatecznie wyszła z tego ciągła, całodzienna ulewa, chłód i błoto na trasie. Jednym pewnie nie robiło to różnicy, drudzy zapewne mieli dość. Z mojego punktu widzenia początek był nawet orzeźwiający, a potem - no cóż :) Jak można przeczytać w innych relacjach z Chudego hitem była folia NRC w wersji płaszczyk lub rękawiczki, ja owinęłam chustami dłonie i starałam się biec do celu, bo wiatr i deszcz potrafią wychłodzić.
Trasa ciekawa, z początkiem asfaltowym (na rozgrzewkę), potem jak to w Beskidzie Żywieckim szlaki górskie biegnące głównie w lesie i gdzieniegdzie polany z widokiem na pełen krajobraz... gdyby nie mgła i niskie chmury, ale i tak stworzył się ciekawy i tajemniczy klimat. Obie trasy biegły razem do 40km, gdzie oznaczeni silikonowymi opaskami mogliśmy wybrać wariant krótszy lub dłuższy drogi. Myślę, że ze względu na pogodę właśnie, gro osób zdeklarowanych na trasę 80+ wybrało jednak wersję 50+. Meta w Amfiteatrze w Ujsołach, uśmiechy na twarzach, radość i czas na regenerację przy kaszy w szkolnej stołówce, co dodało całemu biegowi jeszcze więcej uroku.
Czy wybiorę się za rok? Tak!

Oprycha

Chudy Wawrzyniec

XXII Bieg Powstania Warszawskiego

Z lekkim poślizgiem tuż po 21 spod stadionu Polonii wystartował XXII Bieg Powstania Warszawskiego. Do rywalizacji na dystansach 5 i 10 km stanęło ponad 4500 biegaczy. Na starcie było wąsko i ciasno. Bardzo blisko od startu był ostry zakręt w lewo. Potem znowu bardzo ciasno. Jeżeli ktoś nie ustawił się blisko pierwszej linii a zamierzał pobiec np. w tempie 5 min na kilometr lub szybciej to do zbiegu na Karowej musiał się bez przerwy przepychać.
Nad Wisłą było już luźniej. Po podbiegu na Sanguszki meta dla tych co biegli 5 km a dla reszty drugie kółko.
trasa biegu ursynowa 2012
W tym roku najtrudniejsza była walka z wysoką temperaturą powietrza. 
Organizacja biegu nie była najlepsza. Przy tak dużym zainteresowaniu biegiem powinien być rozgrywany tylko jeden dystans. Dzięki temu start mógłby odbywać się całą szerokością Konwiktorskiej. Dodatkowo start powinien być przesunięty kilkaset metrów w stronę Sanguszki. Pozwoliłoby to rozciągnąć nieco stawkę przed pierwszym zakrętem.
Nasza grupa zaprezentowała się w biegu w 6-osobowym składzie. Wyrównaliśmy w ten sposób rekord frekwencji z Półmaratonu Warszawskiego.

Mistrzostwa Polski w biegu ulicznym na 5 kilometrów

Mistrzem Polski w biegu ulicznym na 5 kilometrów został Henryk Szost. Wśród kobiet triumfowała Dominika Nowakowska.

Zawodnicy naszej drużyny zajęli 132 miejsce wśród kobiet i 235 wśród mężczyzn.

trasa biegu ursynowa 2012

6 Bieg Ursynowa

2 czerwca 2012 w samo południe na Ursynowie rozegrane zostaną mistrzostwa Polski w biegu ulicznym na 5 kilometrów. Trasa biegu jest szybka i o ile nie będzie zbyt gorąco sprzyjać będzie uzyskaniu dobrych rezultatów.
Udział w zawodach potwierdzili uznani zawodnicy:

  • Henryk Szost
  • Karolina Jarzyńska
  • Yared Shegumo
  • Michał Smalec
  • Michał Bernardelli
  • Agnieszka Gortel

trasa biegu ursynowa 2012

Ścigłe Żubry

Rankiem 1 marca ruszyły zapisy na XII Półmaraton Hajnowski. 12 minut później było pozamiatane – 260 pakietów startowych znalazło nabywców, a tysiące chętnych musiało się obejść smakiem. „Ki diabeł?” – myślałem. Dopóki nie pojechałem, nie pobiegłem, nie wypiłem i na własne oczy nie zobaczyłem.


 
Bieg
Trasa półmaratonu prowadziła w większości szosą przez puszczę. Wyjątek stanowiła 2-kilometrowa pętelka w Białowieży i kilometr przed finiszem w Hajnówce. Chociaż dziewiczy charakter lasu na początku robił wrażenie, z czasem sceneria stała się nieco jednostajna. Co kilometr rozstawiono tabliczki wskazujące odległość, zaś na 6, 12 i 18 kilometrze znajdowały się punkty z wodą. Mogło być ich ciut więcej i szkoda, że wodę podawano tylko w kubeczkach, a nie w butelkach, które by można zabrać ze sobą. Zwłaszcza, że temperatura w czasie biegu dawała nieco w kość. Małym mankamentem okazał się też fakt, że nie zamknięto ruchu na drodze i co chwilę mijały nas auta, a my byliśmy zobowiązani do biegu prawą stroną. Nie sposób jednak żywić o to urazę do organizatorów, bo to, co nastąpiło później tłumaczy, dlaczego pakiety rozeszły się w 12 minut.

Pełnia szczęścia za 85 zł
Tyle kosztował pakiet startowy. Na forach sporo osób utyskiwało, że za drogo. Ja się do nich nie zaliczam, chociaż szejkiem naftowym nie jestem. Po dotarciu do mety dostawało się piękny imienny medal w kształcie choinki wycięty z drzewa lipowego. Były pączki i banany, a potem prysznic i wyborny dwudaniowy obiad w stołówce liceum. Następnie w amfiteatrze odbyła się dekoracja zwycięzców, a po niej losowanie fantów. Zatrzęsienia fantów. Rowery, miksery i frytkownice wędrowały do każdego. No prawie. Z naszej czteroosobowej ekipy nikt nic nie trafił. Ot, pech. Mało nas to obeszło, bowiem chwilę później zostaliśmy zapakowani do autokarów i wywiezieni do osady w sercu Puszczy Białowieskiej, w której jest ni to knajpa, ni to skansen. Tam występy Cyganek, pieczony dzik, bigos, najlepszy smalec, jaki jadłem w życiu, góra swojskich wędlin, bimber, piwo, tańce i pełna integracja z uczestnikami oraz organizatorami imprezy skutecznie wygnały z głowy myśl o prześladującym nas pechu.

Wyniki? Bez paniki!
Wymienianie cyferek w kontekście tego, co napisałem powyżej uważam za niestosowność, dlatego tego nie zrobię. Mogę natomiast obiecać, że za rok będę warował przy komputerze od piątej rano, żeby mieć pewność, że o ósmej kliknę i ponownie pojedziemy do Hajnówki. Mam nadzieję, że Wam również nie zabraknie determinacji i szczęścia. A póki co, leczymy kaca i rozważamy crossową dwunastkę, która odbędzie się w Puszczy Białowieskiej w październiku.

Grzesiek

V Bieg Piastowski

W tegorocznym biegu konstytucji reprezentował nas jeden zawodnik - Marcin. Życiówka została zaliczona

Podkategorie

.