Run Race Team



Y quisiera…

Share

bn2016Bardzo chciałbym. Wymyka się jednak i oddala. Do półmetka jest całkiem nieźle. Przyzwoicie nawet. Niestety, później pozostaje już tylko gonić… Trwa to już jakiś czas. Będę cierpliwy. Poczekam jeszcze trochę. Być może w biegu jubileuszowym – w setną rocznicę odzyskania niepodległości – złamię w końcu 40 minut na 10 km i uzyskam czas 39’59’’. Przejdę na jasną stronę mocy i przekroczę barierę dźwięku. Jakże śmieszną i nic nie znaczącą, wręcz niedostrzegalną dla jednych, a zarazem tak irytującą i drażniącą ambicje pozostałych. Zadebiutuję w nowej kategorii: 45+. Na wszystko przyjdzie czas. Pozostaje mi wierzyć, że do tego momentu organizatorowi uda się skutecznie wyeliminować uczestników biegu ustawiających się w niewłaściwych strefach startowych. Stworzy dla nich specjalną strefę i wyznaczy start w dniu poprzedzającym Narodowe Święto Niepodległości.

Czytaj więcej: Y quisiera…

Poza logiką – Orlen Warsaw Marathon 2016

Share

owm2016 Z czysto matematycznego punktu widzenia to nie miało prawa się wydarzyć. Nie na tym etapie. Kalkulator biegowy, jakikolwiek weźmiemy, po wpisaniu mojego najlepszego tegorocznego wyniku z półmaratonu (1h 33’30’’) nie wyrzuci pomimo zaklęć, próśb czy czarów rezultatu poniżej 3h 15’ w maratonie. Pokaże czasy od 3h 15’31’’ do 3h 23’45’’. A jednak… pobiegłem najszybciej jak dotąd. Gdzie tu logika? Przed zawodami każdy wynik niewiele poniżej 3h 20’ brałem w ciemno z pocałowaniem ręki. Po przeszarżowanej zeszłorocznej jesieni z nadmiernym kilometrażem w ramach przygotowań do Biegu Niepodległości, start w którym spaliłem nota bene właśnie w ten sposób, nadeszła nie do końca przepracowana zima i wiosna ludów. Ludów wstających w nocy o różnych godzinach. Jak tu biegać, kiedy? Regeneracja, odpoczynek? To dobre dla zawodowców, nie dla amatorów… Styczniowy bieg Chomiczówki na 15 km – przyzwoite równe tempo. Szału nie było. Tragedii również. Dopiero półmaraton wiązowski obnażył spowodowane powyższymi okolicznościami spustoszenia w sferze psychicznej. Większe niż te natury fizycznej. Tam do 17 km biegłem na czas poniżej 1h 35’, ale po minięciu oznaczenia tego kilometra zorientowałem się, że tracę 6 sekund do oczekiwanego rezultatu w związku z czym postanawiam odpuścić bieg…

Czytaj więcej: Poza logiką – Orlen Warsaw Marathon 2016

Jak zostałem góralem

Share

W połowie maja odebrałem telefon, który uruchomił pewien proces. W jego wyniku w głowie przeskoczyła mi zwrotnica i skierowała moje... no nie wiem, powiedzmy hobby na nieco inne tory.

Dzwonił znajomy, który przez pół roku ostro przygotowywał się do (już swojego trzeciego) Biegu Rzeźnika, aby 2 tygodnie przed imprezą stanąć przed faktem, że jego partner nie może wystartować. Padła propozycja, żebym robił za protezę rzeczonego partnera. Temat kupiłem na pniu. Chociaż nie miałem cienia wątpliwości, że to czysta głupota – do takiego biegu nie da się przygotować w dwa tygodnie, to jednak hasło „Rzeźnik” mami, uwodzi, elektryzuje i pozbawia zdrowego rozsądku. Mój krótki pobyt w Bieszczadach potwierdził te przypuszczenia: kompletnie zdemolowany dotarłem do Przełęczy Orłowicza między Smerekiem a Połoniną Wetlińską, po czym zeszliśmy do Wetliny. Finito. Somatycznie dochodziłem do siebie pewnie ponad tydzień. Ale kac moralny trwał znacznie dłużej. Przekonany, że bez klina się nie obejdzie, w lipcu zapisałem się na Łemkowyna Ultra Trail. Do wyboru były trasy 150, 70, 48 i 30 km. Ja wybrałem „siedemdziesiątkę”. To o niecałe 8 kilometrów mniej niż Rzeźnik. Także przewyższenia są aż o 1000 m mniejsze (ŁUT 70 – 2520). Za to limit – o 3 godziny krótszy ( ŁUT 70 – 13 godz.). Chociaż solennie sobie przyrzekłem, że tym razem porządnie się przygotuję, poczułem się zwolniony z tego zobowiązania przez upały. Mój trening był raczej iluzoryczny – ot 30, 40 km w tygodniu, w tym zazwyczaj jedna dłuższa tura 20+. W połowie września pobiegłem też w Półmaratonie Sowiogórskim, co było chyba najsolidniejszym punktem mojego przygotowania do starcia w Beskidzie Niskim.

Czytaj więcej: Jak zostałem góralem

I PZU Gdańsk Maraton – bieganie to nie wszystko…

Share
Nasz starter prawie gotów już, w cieśninach nie ma kry,
 na kei piękne panny stoją w oczach błyszczą łzy.
 Przejęty spiker wznosi głos, zaklina przez mikrofon dzień.
 Ruszajmy więc! Gdzie słońca blask nie mąci nocy cień!
 A więc krzyczą: ho, odwagę w sercu miej,
 maratonu szkwały groźne są lecz pokonamy je.
 No i dmucha tu i dmucha tam, posępnych chmur już stado wkrąg.
 Harpuny, wiosła, liny brać – ciągaj brachu ciąg…
 A więc krzyczą: ho, odwagę w sercu miej...”

Czytaj więcej: I PZU Gdańsk Maraton – bieganie to nie wszystko…

Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana…

Share

rrtorlen2015Start w tegorocznej edycji uważam za udany. To – jak dotąd – najlepszy mój wynik. Niedosyt jednak pozostaje… Bo zabrakło 50 sekund do „połamania” 3h 15’. Tak niewiele i tak dużo. Porównując ten bieg do zeszłorocznego stwierdzam, że koncentracja i dyscyplina w utrzymywaniu właściwego tempa na określonych odcinkach jest kluczem do sukcesu. Dyscypliny zabrakło pomiędzy 21 a 30 km. To właśnie tam zdecydowanie przyspieszyłem (do 4’31’’ na km), aby – jak wówczas sądziłem – pognać jeszcze szybciej na ostatnich 10 km biegu. Decyzja ta podyktowana była niesprzyjającymi na odcinku w stronę Wilanowa warunkami atmosferycznymi. W tym miejscu wiatr niespecjalnie sprzyjał w utrzymywaniu zakładanego tempa. Chyba za bardzo chciałem zniwelować jego działanie szybszym biegiem. Błąd. W maratonie każda minuta „urwana” ponadplanowo w początkowej fazie może nas kosztować pięć w ostatniej jego części.

Czytaj więcej: Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana…

Szkoda, że już nareszcie…

Share

kk2015pwNa wstępie chciałbym przeprosić Ewelinę, Jarka oraz Tadka oczekujących przed depozytem o nr 1600 za to, że nie zjawiłem się na wspólne zdjęcie o ustalonej przed startem godzinie. Coś przekręciłem, oddałem już rzeczy do szatni, nie mogłem zatem sprawdzić w telefonie jaka była treść wcześniej odebranej przeze mnie wiadomości i z nr 1600 wyszedł mi nr 16000 oraz 10600. Chodziłem przez 10 minut z jednego punktu do drugiego daremnie wypatrując znajomych.

Czytaj więcej: Szkoda, że już nareszcie…

RUN RACE TEM drużynowo w Półmaratonie Warszawskim

 

Nasza drużyna zajęła w tym roku 69 miejsce w Półmaratonie Warszawskim. Wystartowały 123 zespoły. Uplasowaliśmy się zatem w połowie stawki. Uzyskaliśmy czas 6:49:17 czyli podobny jak w roku ubiegłym (6:47:19). W 2012 uzyskaliśmy 7:32:41.

 

Wiązowna 2015 – spokojnie, to tylko awaria

Share

Start rozpoczynający nowy sezon. Wmordęwind półmaraton. Za każdym razem, gdy biorę w nim udział, czegoś brakuje. Świeżości lub wytrzymałości, wystrzału rakiety po 17 km lub „CPN-u”, na którym kilka kilometrów wcześniej mógłbym uzupełnić paliwo. Trasa nie należy może do najbardziej malowniczych ale posiada swój nieodparty urok. Z ciepłą herbatą podawaną w kubkach i syreną strażacką na nawrocie. Wiatr.

Czytaj więcej: Wiązowna 2015 – spokojnie, to tylko awaria

Dwadzieści siedem sekund ...

bn KK

Share
Tylko tyle i aż tyle. Żeby „złamać” 40 minut w biegu na 10 km. Bariera dźwięku. Narodowe Święto Niepodległości. Honorowy patronat Ministra Obrony Narodowej. Idealne – poza niezbyt mocnym wiatrem – warunki do biegania. Szybka trasa. A jednak zabrakło...

Dla niektórych dystans ten dłuży się do niemiłosiernych  pięćdziesięciu kilku minut, inni pokonują go w niecałe trzydzieści, pozostali biegają – w zależności od umiejętności – od trzydziestu kilku do czterdziestu kilku minut. Miałem i ciągle mam nadzieję, że w końcu dołączę do tych, którym pokonanie „dyszki” nie zajmuje więcej niż 40 minut. Taktyka – prosta i niewyszukana.

Czytaj więcej: Dwadzieści siedem sekund ...

Sukcesu cierpki smak

Share
Grzegorz Rutke - 36. Maraton Warszawski Moje oczekiwania względem startu w 36. Maratonie Warszawskim były więcej niż niesprecyzowane. Oczywiście chciałem poprawić wynik z Poznania z ubiegłego roku, tylko nie potrafiłem oszacować jak bardzo. Trenując, kładłem głównie nacisk na jakość, a nie na ilość. Do czasu, bowiem we wrześniu przestałem kłaść nacisk na cokolwiek (czyt. biegałem bardzo mało).

Kupiłem też, z niemałym entuzjazmem, zaczerpnięte z neta teorie dotyczące bezcelowości długich treningów. W efekcie, moje najdłuższe wybieganie (z niejakim Kielakiem Tadeuszem) liczyło 24 km.

Pozostałe „długie” miały maksymalnie dystans półmaratonu.

Czytaj więcej: Sukcesu cierpki smak

Podkategorie

.